Ciągnik rolniczy podczas pracy na polu.

Choć szaleje koronawirus, a w pobliżu czai się ASF, to rolnicy i tak zwracają uwagę na inny problem. – Z utęsknieniem, wręcz z błaganiem modlitewnym czekamy na opady – mówi Michał Obryk z Łowina
 
Rośliny nie wydadzą przewidywanego plonu

– O ile cena pszenicy konsumpcyjnej w ostatnich dniach delikatnie wzrosła, to ceny pozostałych płodów i produktów rolnych mają tendencję spadkową – mówi rolnik z Serocka Kamil Marunowski. – Ceny skupu żywca wieprzowego, drobiu i bydła mięsnego spadły podobnie jak cena skupu mleka. Jednak może się okazać, że to nie spadek cen będzie najgorszym, co czeka rolników. W obliczu epidemii największe obawy budzi to, czy będzie gdzie te produkty sprzedać. Wystarczy, że w zakładzie, który odbiera żywiec, znajdzie się osoba zakażona koronawirusem i praktycznie cały przestaje funkcjonować. Nie ma skupu.

Zboże można przetrzymać w magazynie przez miesiąc czy dwa dłużej, ale zwierzęta muszą być w pewnym momencie sprzedane, a brak zbytu skutkuje ich przerośnięciem i spadkiem przydatności. A to oznacza jeszcze niższą cenę. W ekstremalnie długim okresie bez możliwości sprzedaży może też dojść do konieczności uboju przez służby weterynaryjne i utylizacji zwierząt.

Dodatkowo, niestety, wszystko wskazuje na to, że rok 2020 będzie powtórką roku 2019, jeżeli chodzi o suszę. Mamy pierwszą dekadę kwietnia, a od ponad miesiąca nie spadła ani kropla deszczu. Gleba już teraz jest bardzo przesuszona, a niestety prognozy na najbliższe dwa tygodnie nie są pomyślne i nie widać szans na opady. Temperatura powietrza, którą obecnie mamy, tworzy warunki do wzrostu roślin. Niestety, brak wody może już w ciągu 2-3 tygodni przesądzić o tym, że rośliny w tym roku nie wydadzą przewidywanego plonu.
Sytuacja jest tym trudniejsza, że do dziś zdecydowana większość rolników nie otrzymała jeszcze pieniędzy przyznanych z tytułu strat poniesionych przez zeszłoroczną suszę – dodaje.

Susza jest gorsza niż w ubiegłym roku.
– Pandemia ma wpływ zarówno na przedsiębiorstwa, różne branże, jak i na nas, rolników – mówi Michał Obryk z Łowina. – Mamy obostrzenia, jeśli chodzi o poruszanie się, takie same my, domownicy, jak i nasz pracownik. Musimy zachowywać jak najwyższe standardy bioasekuracyjne. Takie działania to dla nas jest być albo nie być. Nie wyobrażam sobie, abyśmy mieli np. kwarantannę domową. Prace w polu muszą być wykonane na czas, zwierzęta także potrzebują nie tylko żywienia, ale i codziennej pracy przy nich. A zatrudnić kogoś do pracy dodatkowo w takim momencie? Sytuacja jest trudna. Nas bardzo martwi to, że już do Wielkopolski z Lubuskiego dotarł czy raczej został przywleczony ASF.
A to już bardzo niedaleko.

Ja produkuję loszki i knurki hodowlane. Materiał hodowlany w dalszym ciągu sprzedajemy, ale z dużymi obostrzeniami związanymi z koronawirusem. Staramy się przyjmować tylko płatności bezgotówkowo. Do tego wszędzie pełna ochrona: rękawiczki, maseczki, żele antybakteryjne.

Jak wybuchła epidemia w Polsce, to ja się nie bałem, jako producent żywca wieprzowego, aż tak bardzo o ceny. Bo zarówno na mięso wieprzowe, jak i na drób zawsze jest zapotrzebowanie, chociażby ze względu na ceny, które są relatywnie niższe niż mięsa wołowego, jagnięciny czy gęsiny.

Jeśli chodzi o suszę na polach, to sytuacja jest jeszcze gorsza niż w roku ubiegłym. Jest mniejszy zasób wody w glebie. Możemy się spodziewać, że np. ceny warzyw poszybują mocno w górę. A co z naszymi zbożami? Nie wiemy, na dzisiaj jest to wielka niewiadoma.
Mamy już oferty na kontraktowanie pszenicy konsumpcyjnej i to na dobrych warunkach. A jak plony będą niskie i parametry konsumpcyjne nie zostaną spełnione? Z utęsknieniem, wręcz z błaganiem modlitewnym czekamy na opady – dodaje.


KP
“Czas Świecia” 17 kwietnia 2020 r.